Napięta
atmosfera, panująca w samochodzie wzrastała z każdym miniętym kilometrem. Tak
bardzo chciałam wyskoczyć z auta, wrócić do mojego ukochanego domu i żyć tak jak
przedtem, po prostu będąc szczęśliwą. Łzy po raz enty chciały wydostać z pod
powiek, jednak cudem je powstrzymywałam.
Poczułam na
dłoni delikatny dotyk, dlatego powoli podniosłam głowę. Mama głaskała z
czułością moją rękę, jakby miała wynagrodzić mi ten wyjazd. Cóż, nie pomogło.
Szybko zabrałam dłoń i ponownie skierowałam wzrok na okno.
- [t.i] zrozum,
to dla twojego dobra! – odezwała się zdenerwowana, przyglądając mi się uważnie.
- Jakiego
dobra?! - krzyknęłam, uwalniając
wszystkie emocje.
Słone kropelki
cieczy, zaczęły spływać po policzkach strużkami, a ciało trząść z nerwów.
- Chcemy, żebyś
była szczęśliwa!
- A
pomyśleliście, że to właśnie z Louisem jestem szczęśliwa?! to dla was było
najlepsze rozwiązanie, nie liczyliście się z moimi uczuciami! nie obchodzi was
to, że ja kocham tego chłopaka i to z nim chcę spędzić resztę swojego życia! –
piorunowałam obojga rodziców wzrokiem, czując narastające ciśnienie. – Dlaczego
nie chcecie zaakceptować naszego związku i za wszelką cenę chcecie nas
rozdzielić?!
- Kochanie,
przecież on jest z rozbitej rodziny… - zaczęła moja rodzicielka spokojnie,
jednak jej przerwałam.
- Dlatego,
trzeba go traktować jak śmiecia?! przecież
on jest normalnym człowiekiem! nie możecie uważać siebie za lepszych! –
oburzyłam się.
- Stać cię na
kogoś lepszego. – stwierdził ojciec, a ja nie wytrzymałam.
- Zatrzymaj się!
– zawołałam, jednak tata uznał to za żart. – Zatrzymaj się, bo wysiądę w ruchu!
Rodziciel
zdziwiony zjechał na pobocze, a ja szybko wysiadłam z pojazdu, zabierając ze
sobą jedynie torebkę. Zaczęłam biec w przeciwnym kierunku niż ten, w który
zmierzaliśmy, starając się zniknąć rodzicom z oczu. Po jakiś dziesięciu
minutach biegu, usiadłam na pobliskiej ławce i wyjęłam swoją komórkę. Prędko
wybrałam doskonale znany mi numer, czekając aż dana osoba odbierze.
- [t.i]? coś się
stało? – usłyszałam ten spokojny i melodyjny głos.
- Lou mógłbyś po
mnie przyjechać? – poprosiłam, wolną dłonią ocierając mokre policzki. – Jestem gdzieś
na drugim końcu Londynu. Nawet nie wiem jaka to dzielnica. Nie mam żadnych
pieniędzy, tylko telefon i dokumenty. – byłam co raz bardziej zdruzgotana i zła
na siebie.
- Spokojnie.
Powiedz mi co widzisz. – rozkazał nadal świetnie opanowany.
- Dość niski
blok mieszkalny, po drugiej stronie jakieś sklepy i osiedle. – rozejrzałam się
nerwowo.
- Coś jeszcze?
Przyjrzyj się dokładnie, to musi być coś wyróżniającego się.
Obracałam się
gwałtownie wokół własnej osi, szukając jakiejś wskazówki dla szatyna. Nagle
zauważyłam tabliczkę z nazwą ulicy na której się znajduję.
- To jest
Oldfield Streat! – zawołałam do słuchawki.
- Będę za
trzydzieści minut, proszę nie ruszaj się stamtąd! – rozłączył się, a mnie znowu
opanowała panika.
*Oczami Louisa*
Po rozłączeniu
się z [t.i], szybko wybrałem numer swojego najlepszego przyjaciela.
- Stan, musisz
mi pomóc! – powiedziałem, od razu kiedy odebrał.
Wytłumaczyłem
chłopakowi obecną sytuację, po czym wsiadłem do auta i skierowałem się do domu
Stana. Brunet czekał już na mnie na podjeździe, a kiedy znalazł się już w
samochodzie, ruszyłem z piskiem opon w stronę, którą mnie pokierował.
Droga strasznie
mi się dłużyła. Tak bardzo bałem się o moją dziewczynę, która była sama w
nieznanym jej miejscu, kiedy powoli robiło się ciemno. W połowie zmieniłem się
ze Stanem, bo nie miałem siły już kierować.
- Stary, nic jej
nie będzie. Jesteśmy blisko. – przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i
uśmiechnął pocieszająco.
W ciągu
kolejnych dziesięciu minut byliśmy w miejscu, o którym mówiła [t.i], lecz
nigdzie nie mogłem jej dojrzeć. Rozglądaliśmy się po okolicy, jednak ciemność
jaka panowała na dworze utrudniała nam widoczność.
- Widzę ją! –
zawołał brunet, wskazując palcem na skuloną postać siedzącą na ławce.
*Oczami [t.i]*
Na dworze
zaczęło robić się ciemno, a Louisa nadal nie było. Zimne podmuchy wiatru
powodowały gęsią skórkę na moich gołych ramionach i udach, dlatego podciągnęłam
nogi pod brodę i skuliłam się. Przymknęłam oczy, czując ogromne zmęczenie.
Zaczynałam powoli tracić nadzieję, że Lou dotrze do mnie przed północą.
Nagle jakieś
auto zatrzymało się przy mnie, jednak z powodu ciemności nie widziałam jakiej
jest marki.
- [t.i]! – z samochodu
wysiadł Louis i szybko podbiegł do mnie.
- Lou! –
poderwałam się z miejsca, po czym przytuliłam chłopaka. – Przyjechałeś po mnie.
- Nie zostawiłbym
cię samej. Zmarzłaś. – stwierdził, nakładając swoją bluzę na moje plecy. – Jak ty
się tu znalazłaś? – przyjrzał mi się uważnie. – A zresztą, później mi wszystko
opowiesz. Teraz wsiadaj do auta, bo się przeziębisz.
Szatyn otworzył tylne drzwi samochodu, dlatego szybko weszłam do środka. Louis usiadł obok
mnie i mocno mnie przytulił.
- Cześć Stan. –
przywitałam przyjaciela, mojego chłopaka.
- Hej mała. –
uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, po czym podkręcił ogrzewanie. – Zaraz będzie
cieplej.
Witam was moi kochani, po kolejnej dość długiej przerwie, za którą okropnie was przepraszam. Żeby wynagrodzić wam moją nieobecność, wstawiam pierwszą część partowca z Louisem! Jest mój pierwszy partowiec, więc proszę o wyrozumiałość, ale też szczere opinie :)
Kocham Was!
~Nulka :)
Boję się co masz zamiar zrobić w kolejnych częściach. Nie zabijaj nikogo dobrze ? Genialne.. Lubię Czytać Twoje dzieła są takie aww *.*
OdpowiedzUsuńzajebisteeee :> kiedy następna część?
OdpowiedzUsuńKocham! <333 http://that-makes-me-feel-magical.blogspot.com/ - zapraszam :>
OdpowiedzUsuń